Do niedawna przepisy w sprawie kupna i sprzedaży koni wyglądały nieco inaczej. Od 25 grudnia 2014 roku weszła w życie ustawa o prawach konsumenta i m.in. na jej podstawie zostały zasadniczo zmodyfikowane zasady sprzedaży i kupna koni. Jednym z nowych elementów jest tzw. rękojmia, czyli obligatoryjna odpowiedzialność sprzedającego w stosunku do kupującego za wady prawne oraz fizyczne obiektu sprzedaży (np. koni). Dowiedzmy się jak to dokładnie wygląda.
Rękojmia za sprzedaż konia taka sama, jak rękojmia z tytułu sprzedaży towarów
Sprzedawca konia odpowiada na tych samych zasadach z tytułu rękojmi co „normalny” sprzedawca np. samochodów. Po blisko półtora roku od uchylenia Rozporządzenia Ministra Rolnictwa z dnia 7 października 1966 r. w sprawie odpowiedzialności sprzedawców za wady główne niektórych gatunków zwierząt, ustawodawca pozostawił przepisy dotyczące ogólnej odpowiedzialności za wady w postaci rękojmi.
Jak zatem bronić się w przypadku, gdy kupujący chce od umowy zakupu konia odstąpić lub żąda zmniejszenia ceny za zakupione zwierzę?
Najprościej mówiąc, można w taki sposób konstruować umowy sprzedaży, aby żaden z elementów, jaki może wystąpić w przyszłości, nie był niedopowiedziany. Jednak w rzeczywistości nie jest to tak proste i często może nastąpić to, czego się nie spodziewaliśmy.
Bez niedopowiedzeń
Warto zatem określić przy sprzedaży konia przede wszystkim jakie jest jego przeznaczenie. Jeśli bowiem koń (jego wieloletni trening) był nastawiony wyłącznie na dyscyplinę ujeżdżenia, to nie można oczekiwać, że zwierzę bez żadnych problemów będzie skakać, nawet najniższe konkursy.
Nie wystarczy również w umowie kupna-sprzedaży zaznaczyć lakonicznie - „koń sportowy”. Może to bowiem okazać się zbyt słabym zabezpieczeniem sprzedającego. Ponadto kupujący może w myśl art. 5561 KC zarzucić sprzedającemu niezgodność z umową.
W przypadku określenia zakresu użyteczności konia, warto również określić, w myśl art. 56 KC, najważniejsze cechy konia, które w następstwie mogą dyskwalifikować go z użytkowania. Są to np. płochliwość, czy zachowanie podczas transportu. To jedne z kluczowych elementów, które według zasad cytowanego artykułu mogą naruszać zasady współżycia społecznego i ustalonych zwyczajów. Tym samym mogą być uznawane za wady, na podstawie których można będzie odstąpić od umowy.
Zatajone kontuzje
Zupełnie innym tematem są natomiast choroby i kontuzje u koni. Sprzedawca odpowiada bowiem za „wady” konia, które istniały „w chwili przejścia niebezpieczeństwa na kupującego lub wynikły z przyczyny tkwiącej w rzeczy sprzedanej w tej samej chwili”. Oznacza to, że jeżeli choroba lub kontuzja zdiagnozowana po sprzedaży zwierzęcia powstała przed dokonaniem sprzedaży, wówczas odpowiedzialność za nią bierze sprzedający. Jeszcze mocniej chroniony jest konsument, gdzie w przypadku pojawienia się kontuzji przed upływem roku od zakupu, domniemywa się, że wada ta istniała od momentu zakupu.
Choć zapisy kodeksowe mają za zadanie chronić kupującego, stawiają niejako sprzedającego na słabszej pozycji. Jeżeli bowiem uraz konia pojawił się w przeciągu roku po jego zakupie to sprzedawca musi wykazać, że powstał on po przejściu niebezpieczeństwa na kupującego. Przesunięty zostaje w ten sposób ciężar dowodowy określony w art. 6 kc.
Natomiast w przypadku wad ukrytych sprzedawca nie może zasłaniać się okolicznościami, braku wiedzy na temat stanu zdrowia konia. Jeżeli sprzedawca na przykład sprzedaje młodego konia a dopiero w momencie jego rozwoju pojawia się załóżmy syndrom Wobblera, to nie można w żadnej sposób odmówić prawu kupującemu do skorzystania z rękojmi.
Dlatego niezmiernie ważne jest, aby przed sprzedażą konia, wykonać tzw. TUV. Kupującemu da to obraz stanu fizycznego konia, jednak przede wszystkim zabezpiecza sprzedawcę przed ewentualnymi roszczeniami.
Ważne:
W myśl art. 557§1 kc sprzedawca jest zwolniony od odpowiedzialności z tytułu rękojmi, jeżeli kupujący wiedział o wadzie w chwili zawarcia umowy. Uczciwy sprzedawca może w ten sposób uchronić się od niepotrzebnych roszczeń i kosztownych sporów sądowych. Na końcu sam kupujący będzie mógł podjąć racjonalną i podpartą faktami decyzję „czy warto”. Warto jednak przy tym zasygnalizować, że w dobie tak dużej medialności sytuacji koni w Polsce nie podejmuje się działań w zakresie unifikacji i standaryzacji zasad badania konia podczas zakupu, choćby na wzór Królewskiego Holenderskiego Towarzystwa Weterynaryjnego.
Autorem artykułu jest:
Krzysztof Borżoł, adwokat z kancelarii Chałas i Wspólnicy. Prywatnie miłośnik koni i czynny jeździec, na co dzień trenujący w Klubie Jeździeckim Chrobry w Warszawie.