Kąpiel z końmi w karaibskich wodach, galop po bezkresnych mongolskich stepach, kilkudniowa wędrówka w siodle pomiędzy majestatycznymi szczytami Andów. Któż z nas nie marzy o podróżach pełnych przygód z hippiką w roli głównej? Świat stoi otworem, a możliwości jego oglądania z grzbietu konia jest więcej niż mogłoby się wydawać!
Na świecie istnieje wiele biur podróży wyspecjalizowanych w jeździeckiej tematyce, a od samego przeglądania ofert może zawrócić się w głowie. Konne safari w delcie Okawango, poznawanie tradycji samurajów w japońskich parkach narodowych, czy przepęd stad przez sam Grand Canyon w USA. Propozycje równie atrakcyjne, co drogie. Jak zatem zwiedzać świat, jeśli nie dysponujemy odpowiednio grubym portfelem? Dwa podstawowe rozwiązania to wolontariat i praca zagranicą.
Blisko 10 procent ofert zamieszczonych w popularnym portalu Workaway.info dotyczy prac związanych z końmi. Od ogólnej pomocy w stajni francuskiego zawodnika skoków przez przeszkody, przez trening islandzkich kuców w położonym na tej wulkanicznej wyspie Akureyri, po pomoc w stajni polo w Australii. Od wolontariatu w ośrodku jeździeckim nad jeziorem Titicaca, przez wsparcie centrum hodowli kuców Skyros na greckiej wyspie o tej samej nazwie, po zajeżdżanie koni w stadninie w Namibii.
Większość ofert bazuje na wymianie świadczeń: najczęściej to 4-5 godzin pracy przez pięć dni w tygodniu w zamian za wikt i opierunek. Sam Workaway.info nie jest żadną organizacją, a jedynie internetową platformą łączącą wolontariuszy oraz hostów (osoby poszukujące wolontariuszy) z całego świata w możliwie najprostszy sposób. Zamiast jakichkolwiek procedur aplikacyjnych i formalności, które zwykle dotyczą tego sposobu pracy, tutaj wystarczy wybrać interesującą ofertę i po rejestracji w serwisie wysłać swoje zgłoszenie. Ta prostota ma oczywiście minusy w postaci chociażby faktu, że miejsce, do którego się wybierzemy zazwyczaj nie oferuje ubezpieczenia zdrowotnego, a dojazd musimy opłacić sobie sami.
Z drugiej strony, inwestując jedynie w bilet lotniczy możemy przenieść się na miesiąc czy dwa na drugi koniec świata, poznawać nowe kultury, nawiązywać międzynarodowe przyjaźnie, szkolić języki. A przede wszystkim od środka obserwować funkcjonowanie ośrodków jeździeckich, których normalnie raczej nie mielibyśmy szans odwiedzić.
Zanim jednak rzucimy wszystko, by z bryczesami w plecaku ruszyć na podbój świata, warto świadomie i rozsądnie wybrać tzw. hosta. Nawet jeśli oferta prowadzenia konnego trekingu w Patagonii wydaje się najlepszą spośród setek innych to trzeba dokładnie ustalić jej szczegóły. Żeby na miejscu nie okazało się, że jako osoba dobrze jeżdżąca zostaniesz wysłany sam na sam z klientami w góry. Bo to, co oferuje Workaway to ma być luźno pojęty wolontariat i wzajemna pomoc, a nie etatowa praca, bez odpowiedniej umowy. Możesz komuś pomóc, ale nie prowadzić za niego biznes. W internecie jest dużo stron opisujących, jak wybrać miejsce, w którym masz gwarancję przeżycia niezapomnianej, ale przede wszystkim bezpiecznej przygody.
Moja przyjaciółka Julia Tyszko, po wielu latach pracy jako instruktor w zielonogórskim Przylepie, postanowiła zaszaleć i zgodnie z marzeniami - popracować tam, gdzie galopem można puścić się po plaży. Przeniosła się więc pod Gdańsk, ale już kilka miesięcy później pracowała w Danii. Skandynawska zima dała jednak w kość, więc kiedy zaproponowano jej by w zastępstwie za Brytyjkę na 3 miesiące wzięła w zarządzanie stajnię w kraju Antigua & Barbuda nie wahała się ruszyć w świat. I tak zaczęła się jej trwająca do dziś przygoda i życie, o jakim wielu z nas marzy. Z trzech miesięcy na Karaibach zrobiły się dwa lata, potem cztery miesiące w Nihon Trekking w Japonii, następie kilkumiesięczne pobyty w schronisku dla koni w kostarykańskiej dżungli, połączone z kursem Parelli Natural Horsemanship.
„Wszystkie oferty znajdywałam na portalu Yardandgroom.com i Workaway, a przed ostateczną decyzją ważna była dokładna rozmowa z pracodawcami o wzajemnych oczekiwaniach i warunkach kontraktu. Zawsze sama dbałam o dobrą polisę ubezpieczeniową oraz to, co… podpowiadała mi intuicja” - opowiada Tyszko.
Żadnego z wyjazdów nie żałuje, a wręcz przeciwnie - pływanie z końmi w oceanie, galop po bajecznych egzotycznych plażach, zwiedzanie japońskich lasów i świątyń z siodła to wspomnienia cenniejsze niż etat w ojczystym kraju.
„Przeważały tak niesamowite chwile, jak zabawy z końmi na pastwisku położonym w kostarykańskich górach, wielogodzinna jazda z pływaniem w rzece, do której musieliśmy dostać się krocząc po spróchniałych mostach nad przepaścią, czy uczucie cudownego połączenia z koniem podczas jazdy na oklep, tylko z cordeo na szyi” - wylicza.
Oczywiście bywały też sytuacje trudne, czy wręcz dramatyczne, jak wtedy, gdy przed jej powrotem do kostarykańskiego schroniska okazało się, że banda lokalnych opryszków zabiła i najprawdopodobniej przeznaczyła ukochane konie na mięso.
„Ja i właścicielka ośrodka przepłakałyśmy wiele godzin, ale mimo tragedii inni przyszli z pomocą, a Liz dostała w prezencie konia od poruszonej sprawą koleżanki. Bo w każdym zakątku świata znajdą się wspaniali ludzie, z którymi łączy nas wspólna pasja” - mówi.
Julii nie zdarzyło narzekać na oferowane warunki noclegowe, czy wynagrodzenie, ale za każdym razem wszystko ustalała wcześniej.
„Ważne żeby przed rozmową z pracodawcą zrobić sobie listę i nie bać się zadać choćby najdziwniejszego pytania, ale też wiedzieć, co dla ciebie jest ważne. A gdy wzajemne oczekiwania się pokryją to czas spakować plecak, pozytywnie się nastawić, a w końcu ruszyć niczego się nie obawiając, traktując wszystko jak przygodę” - radzi.
Gdy leciałam odwiedzić Julię w Spring Hill Riding Club na Antigui byłam przekonana, że praca instruktora na karaibskiej plaży sprowadza się do oprowadzania amerykańskich turystów na stępującym „osiołku”. Okazało się, że czekał na mnie prężnie działający ośrodek, ze świetnie przygotowanymi końmi, których część z powodzenia startuje w lokalnych zawodach wraz z podopiecznymi Julii.
„Nigdy nie zastanawiałam się, czy po drugiej stronie globu inaczej prowadzi się jazdy, czy konie mają inne menu, bądź choroby, o których w Europie nie słyszeliśmy. Jeśli tak jest to na miejscu znajdą się ludzie, którzy wdrożą cię w swój świat, a każdy trip to nauka czegoś nowego i cenne doświadczenie” - komentuje Tyszko.
Gdy raz wyjedziesz na dłużej zagranicę, na pewno otworzą się kolejne możliwości. Jeśli tylko twoje umiejętności i zaangażowanie w prace będą na odpowiednim poziomie to okaże się, że świat stoi otworem, a droga do realizacji podróżniczych marzeń nie jest wcale daleka. Cytując Marka Twaina: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj”
Autorką artykułu jest
Anna Kalinowska, dziennikarka sportowa i doświadczony PR Manager, właścicielka agencji SPORTiKAL, zajmującej się obsługą medialną imprez sportowych, z końmi związana od wielu lat.