Choć podczas stołecznej Cavaliady, w finałowym konkursie był trzeci to dzięki świetnym występom w Lublinie i Poznaniu to do niego trafił halowy Puchar Polski w powożeniu zaprzęgami czterokonnymi. Piotr Mazurek (SLKS Książ) na laurach nie spoczywa i zamierza startować w takich miejscach, jak królewskie ogrody w Windsorze, czy słynny hipodrom w Aachen. O swoich planach i koniach rozmawiał z Anną Kalinowską.
Equista.pl: W sobotę zdobył Pan pierwszy w karierze halowy PP, ale to nie największe osiągnięcie sportowe. Które z dotychczasowych startów najbardziej Pan wspomina?
Piotr Mazurek: Zacząłem z wysokiego C - bez dużego zaprzęgowego doświadczenia od razu pojechałem na duże imprezy, gdzie ciężko było nawiązać walkę z zaprzęgowymi wyjadaczami. Na koncie mam sześć imprez rangi mistrzostw świata i Europy, a najlepszy wynik to 14. miejsce MŚ w Kentucky w 2010 r.
Halowy Puchar czwórek debiutował na Cavaliadzie w zeszłym roku, a ja notowałem wówczas wzloty i upadki. W tym roku wygrałem 4 z 6 kwalifikacji. To dało dużą przewagę i wystarczyło, abym dostając się do drugiego nawrotu w warszawskim finale, wygrał całego „Wielkiego Szlema”, jakim jest dla nas Cavaliada Tour. Przez cały sezon zimowy pracowaliśmy na ten wynik, który niezwykle cieszy.
Equista.pl: Publiczność pokochała rywalizację zaprzęgów w hali, a zamiana dwójek na czwórki, tylko dodała smaczku. Runda honorowa w Waszym wykonaniu oznacza 20 potężnych koni, żwawo galopujących w ciasnej, jak na ich warunki, hali. Wszystko przy mocnych dźwiękach serwowanych przez DJ’a i aplauzie z trybun. Jak Wasze konie dają temu radę?
Piotr Mazurek: Ludzie na trybunach są zazwyczaj zrelaksowani, a w hali panuje wzniosła, radosna, dopingująca atmosfera. Koń odbiera te ludzkie emocje, a chodzi tylko o to, by ilość bodźców nie przekraczała akceptowalnej przez niego bariery i nastawiała go pozytywnie, dodając „poweru”.
Nad przygotowaniem psychiki koni-sportowców pracuje się stopniowo, zaczynając od drobnych rzeczy. Za każdym razem dawka różnych bodźców jest tylko odrobinę większa, zawsze akceptowalna dla psychiki konia. Coś, co na początku wydaje się stresujące, na końcu może okazać się, że zwierzak to nawet lubi.
Konie po wdrożeniu na zawodach otwartych, następnie halowych, stają się bardzo odporne psychicznie. Szczególnie, że po nich nie są przemęczone, mogą się zrelaksować.
Equista.pl: Są w stanie spokojnie usnąć w stajniach namiotowych?
Piotr Mazurek: Oczywiście. Jak sportowiec przyzwyczajony do spania w hotelach, tak nasze konie potrafią się położyć i spać w miejscach, które ich domem nie są. To, że potrafią wypoczywać ma wpływ na rezultat sportowy. Oczywiście za przejazd odpowiada powożący a nie konie, jednak gdy jego wierzchowce są wyspane i odprężone to mogą więcej z siebie dać. Współpraca jest lepsza, bo konie nie są rozdrażnione, lekki stres buduje je pozytywnie, uważnie odczytują wówczas dawane przeze mnie sygnały, a w efekcie nasza komunikacja nie odbiega od tej, jaką mamy w domu. Zawsze zależy mi na tym, aby konie odebrały jedynie pozytywną stronę wyjazdu na zawody.
Może pierwsze noce nie są najbardziej komfortowe, ale z czasem konie potrafią przywyknąć do zmiany otoczenia. Muszę tu wspomnieć, że warunki na Cavaliadzie były świetne, a stajnie ogrzewane.
Equista.pl: A propos wyjazdów na zawody - rozmawiając o dyscyplinach olimpijskich często pojawia się temat trudnej logistyki związanej z transportem konia. A Pan tych koni do przewiezienia ma cztery i jeszcze bryczkę w pakiecie…
Piotr Mazurek: Logistycznie nie jest to trudne, jedynie kosztowne. Przelot jednego konia samolotem to wydatek od 15 tys. dolarów wzwyż, zależnie oczywiście skąd i dokąd. Na zawody jedzie zawsze pięć koni a nie cztery. Bryczki zabieramy dwie, najczęściej trzy, bo dochodzi treningowa. Gdy mowa o startach za oceanem to konie lecą samolotem. Start odbywa się zazwyczaj z jednego z trzech głównie używanych do odprawy koni lotnisk (belgijskie Liege, Amsterdam lub Paryż), stamtąd lot do miejsca, w którym konie muszą przejść krótką kwarantannę, a potem transport lądowy na miejsce. Bryczki wysyła się zazwyczaj statkami.
Właśnie ze względu na koszty nie pojadę na FEI World Equestrian Games, gdyż ponownie jeździeckie igrzyska odbędą się w USA, tym razem we wrześniu w Tryon w Karolinie Północnej. Startowałem już w Stanach, ale 2010 r. w Kentucky pożyczyłem konie.
Equista.pl: To gdzie zatem Pan wystartuje? Jakie są plany na nadchodzący sezon?
Piotr Mazurek: W kwietniu zamierzam wystartować w czeskich Kladrubach, w najstarszej na świecie stadninie o 400-letnie historii. Odbędą się tam trzygwiazdkowe zawody międzynarodowe dla czwórek. W maju wybieram się na ciekawa imprezę, którą polecam wszystkim miłośnikom hippiki. Mowa o Windsorze, gdzie w ogrodach królowej brytyjskiej rywalizacja odbywa się wokół pałacu. Rodzina królewska to miłośnicy hippiki z ogromnymi tradycjami jeździeckimi. Książę Filip był kiedyś czynnym zawodnikiem, a również szefem komisji zaprzęgów w FEI. Oboje są mocno zaangażowani, zarówno w sport zaprzęgowy, jak i w wyścigi oraz polo.
W czerwcu chcę pojechać także do austriackiego Altenfelden, ale największym celem tegorocznego sezonu jest lipcowy start w Aachen (Akwizgranie). Od 1889 r. odbywa się tam wyjątkowe wydarzenie. Pięć dyscyplin jeździeckich, rozgrywanych na trzech hipodromach pod okiem 360 tysięcy kibiców, którzy przyjeżdżają obserwować najlepsze konie i najlepszych zawodników świata. Wystartować tam to marzenie. Mnie udało się je zrealizować dwukrotnie, spróbuję jeszcze raz to uczynić. Tam startuje się na indywidualne zaproszenie, więc wcześniej trzeba wykazać się naprawdę dobrą jazdą, aby mieć szanse na taki przywilej.
Equista.pl: Czy odbędą się mistrzostwa Polski w powożeniu czwórkami?
Piotr Mazurek: Planowane są na wrzesień w Książu, jednak jeszcze nie wiadomo, czy dojdą do skutku. W ubiegłym roku takie MP rozegrano w Bogusławicach, po wielu latach przerwy.
Sport zaprzęgowy jest rozwojowy, a Cavaliada dała mocny impuls. Liczę, że uda się stworzyć drużynę narodową, która będzie w stanie rywalizować na dużych, międzynarodowych hipodromach. Na zawodach CHIO brana jest pod uwagę kwalifikacja drużynowa, zatem chciałbym, aby Polska miała mocny team. Im wyższy poziom w kraju, tym wszyscy lepiej jeździmy i tym lepsze wyniki na arenach międzynarodowych osiągamy.
Equista.pl: Jak wygląda trening koni chodzących w czwórkach?
Piotr Mazurek: Jest bardzo urozmaicony. To jest zarówno praca pod siodłem, na podwójnej lonży, na dwóch wodzach, praca w singlu, parze i w końcu w czwórce. Wszystko po to, by doskonalić konia, jego psychikę i ciało, pracować nad rozbudową mięśni, ale i rozluźnieniem. To dobre, gdy praca nie jest monotonna. Zróżnicowany trening zapewnia świeży umysł.
Equista.pl: Czym zajmuje się Pan poza sportem zaprzęgowym?
Piotr Mazurek: Końmi (śmiech). A dokładnie ich leczeniem, gdyż jestem lekarzem weterynarii oraz hodowlą koni zaprzęgowych i ujeżdżeniowych w dolnośląskim Pankowie. Śmieję się, że jestem już stałym elementem „wystroju” Pankowa, szczególnie że u nas nie ma dużego ruchu samochodowego, więc zdarza mi się podjeżdżać zaprzęgiem po zakupy do sklepu.
Jestem przedstawicielem piątej generacji hodowców w mojej rodzinie. Kontynuuję tradycję i robię to z pasją, w czym pomaga mi żona z dwoma synami. Liczę, że któryś z nich będzie to kontynuował.
Wywiad przeprowadziła
Anna Kalinowska, dziennikarka sportowa i doświadczony PR Manager, właścicielka agencji SPORTiKAL, zajmującej się obsługą medialną imprez sportowych, z końmi związana od wielu lat.