Paweł Warszawski to jeden z polskich jeźdźców, którzy przygotowywali się do udziału w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Na finiszu były ustalenia związane z logistyką transportu koni, trwały kontrole antydopingowe, czuło się już emocje związane ze startem. Aż w końcu decyzja MKOl o przełożeniu największej imprezy sportowej świata o rok. Decyzja „jedyna słuszna” i w opinii wielokrotnego zwycięzcy Pucharu Polski w WKKW decyzja, która nie będzie miała znaczącego wpływu na sporty hippiczne. O kulisach przerwanych przygotowań i trwania w stanie zawieszenia z mistrzem Polski z 2012 roku rozmawia Anna Kalinowska.
Zmiana terminu igrzysk to dobra decyzja?
Paweł Warszawski: Jedyna i słuszna, jaka mogła zapaść. W czasie trwającej pandemii koronawirusa niektóre kraje mają poważniejsze problemy niż sport. Wiele państw zapowiadało, że nie wysłałoby teraz swoich zawodników na igrzyska. Startowanie bez tych reprezentacji byłoby po prostu nie fair, a impreza nie miałaby takiej otoczki, na jaką zasługuje.
Organizacja w pierwotnym terminie groziłaby tym, że wystartujemy nie do końca przygotowani, w nietypowych procedurach czy przy pustych trybunach. A igrzyska to ma być święto wszystkich sportowców, do którego mamy się przygotować jak najlepiej i zaprezentować szczytową formę, rywalizować jak równy z równym. By to mogło mieć miejsce, to musimy móc normalnie trenować. Tymczasem ostatnie tygodnie mijały pod znakiem kolejnych odwołanych startów kontrolnych, zgrupowań i zmieniającej się sytuacji. Nawet jeśli do wakacji świat wróci do normalnego funkcjonowania, to na igrzyska nie da się pojechać „z marszu”.
Czy zmiana terminu olimpiady o rok bardzo wpłynie na jeździectwo?
Paweł Warszawski: U nas wiek zawodników nie gra tak dużej roli jak w innych dyscyplinach. Górne limity nie dotyczą też koni, a dobrze prowadzony wierzchowiec plus odpowiednio zaplanowany trening nie powinien sprawić, że igrzyska rok później dla danej pary będą jakimś ograniczeniem. Nie znam żadnej pary, która wie, że koń miał już kończyć karierę i przełożenie IO o rok przekreśla szanse startu. Zresztą topowi zawodnicy mają sporą stawkę koni, na których są w stanie startować w najwyższej rangi imprezach. Nie mówiąc o tym, że przez ten rok mogą za to dojść konie, które jeszcze nie miały takiego doświadczenia, aby ubiegać się na nich o kwalifikację olimpijską, a teraz dorosną do tego, by w igrzyskach wystartować.
Zamrożony ranking olimpijski, kalendarz startów pozostający niewiadomą – sportowcy znaleźli się teraz w próżni?
Paweł Warszawski: Pod tym względem tak. Nie wiemy, kiedy i na jakich zasadach sezon ruszy. System, wedle którego można było jeszcze do maja ubiegać się o indywidualne kwalifikacje olimpijskie, pewnie zostanie przesunięty o rok. Dzisiaj za wcześnie, by o tym mówić. Trzeba spokojnie przeczekać, aż pandemia minie. Ale w próżni nie jestem, raczej w ogniu pracy.
Przecież gdy znana jest decyzja o przełożeniu igrzysk, to można odetchnąć, odpocząć, posiedzieć w domu…
Paweł Warszawski: Raczej wrócić do codziennych obowiązków w podpoznańskim Baborówku. Koń to nie kajak, nie odstawi się go na bok. Nasi podopieczni muszą być w ciągłym ruchu ze względu na ich zdrowie. Aristo A-Z, z którym miałem lecieć do Tokio, może liczyć na mniej intensywne treningi. Ale to nie znaczy, że z poziomu bliskiego BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe, czyli ostatnia faza przygotowań do kluczowej imprezy sezonu) trafi do boksu czy na pastwisko. Nawet zmniejszanie intensywności treningu należy planować z głową, aby nie skończyło się to kolką czy kontuzją.
W prowadzonym przez nas pensjonacie stoją konie, których właściciele, ze względu na panującą teraz w Polsce sytuacją, mogą mieć problem z dojazdem do nich. A ja przecież nie zamknę stajni i nie każę koniom czekać tydzień czy dwa. Mimo że centrum rządowe uznało, że opieka nad własnym koniemi wchodzi w zakres najpotrzebniejszych obowiązków, to my – jako właściciele pensjonatu, w którym ludzie trzymają swoje konie – czujemy obowiązek opieki nad nimi. Na nas również spoczywa odpowiedzialność, żeby wszystkie konie ten czas pandemii przetrwały w zdrowiu.
Poza karmieniem każdy ze zwierzaków wymaga codziennego ruchu, który musimy im zapewnić. Więc mam coraz więcej pracy, codziennie wsiadam na 6-8 koni. Każdemu poświęcam 30-40 minut pracy, wcześniej rozstępowanie, ale tego nie robię już sam, bo nad kondycją naszych sportowych koni czuwa cały zespół. Pomagają mi dwie osoby – lonżują, ale i wsiadają, a potem ja wsiadam już tylko na intensywną pracę.
Czego najbardziej nie mógł się Pan doczekać w kontekście igrzysk?
Paweł Warszawski: Miały to być moje pierwsze igrzyska – niesamowite wydarzenie, tak bardzo już chciałem poczuć jego atmosferę, smak rywalizacji i uczestnictwa w święcie wszystkich sportowców.
Szykowaliśmy się do wydarzenia, dogrywaliśmy plan przygotowań, tematy logistyczne, na finiszu były ustalenia, skąd konie będą wylatywać. Wylot do Tokio był zaplanowany z belgijskiego Liege na dwa tygodnie przed startem. Mieliśmy się spotkać z niemiecką kadrą WKKW, aby wspólnie zaplanować logistykę przelotu z Europy. To było przeżycie, bo żaden z polskich koni, poza Banderasem Pawła Spisaka, nie miał okazji lecieć samolotem.
Najbardziej emocje związane ze zbliżającymi się igrzyskami poczułem, gdy kilka tygodni temu, o godzinie 21.30 zapukała do drzwi kontrola antydopingowa.
Ucieszyła Pana kontrola antydopingowa?
Paweł Warszawski: Tak, bo ja nigdy wcześniej nie zostałem poddany takiej kontroli. Konie często są sprawdzane, szczególnie w okresie zawodów. Dla mnie wizyta olimpijskich służb była przeżyciem, które dodawało smaku, budowało to napięcie przez najważniejszymi w życiu zawodami.
Na co jeszcze wystarcza czasu poza końmi? Jak Pana rodzina spędza ten nietypowy czas?
Paweł Warszawski: Ciężko znaleźć różnicę. Bo dla nas ta izolacja związana z pandemią koronawirusa to trochę jak czas świąt, podczas których… wszyscy siedzą przy stole z rodzinami i delektują się czasem wolnym, a my… idziemy do stajni realizować swoje codziennie obowiązki. Jak ktoś ma ośrodek jeździecki to w czasie wolnym dla innych, sam ma zwykle więcej pracy. Poza nią to oczywiście staram się wspierać dwóch moich synów w wieku szkolnym w lekcjach online. Jak starcza czasu to gramy w gry planszowe, ale to rzadko… Tylko wieczorami się to zdarza.
A chciałby Pan tak kiedyś usiąść na tydzień i mieć święty spokój od tych wszystkich obowiązków?
Paweł Warszawski: Po 5 dniach wróciłbym do pracy! Dwa lata temu, grając w piłkę nożną, doznałem kontuzji kolana. I powiem szczerze – nie ma nic gorszego niż takie uziemienie! Może pierwsze 2-3 dni są fajne, czujesz, że odpoczywasz, ale jak ktoś w takim intensywnym treningu funkcjonuje na co dzień to absolutnie 3 dni luzu wystarczą.
To jak wyglądają Pana wymarzone wakacje…
Paweł Warszawski: Na pewno to nie rajd konny po stepach Mongolii! Wolałbym pojechać na narty, ale moja rodzina preferuje urlop nad morzem. Pod tym względem wygrywa polskie wybrzeże. Od kilkunastu lat wybieramy Łazy – tamtejszy spokój nas relaksuje.
Największe Pana marzenie to?
Paweł Warszawski: Oczywiście udział w igrzyskach. Mam nadzieję, że spełni się już za rok.
Polska reprezentacja WKKW w maju wywalczyła kwalifikację olimpijską. Do Tokio w lipcu miały lecieć trzy wybrane przez trenera kadry pary, spośród następujących duetów: Paweł Spisak/koń Banderas, Paweł Warszawski/Aristo A-Z, Joanna Pawlak/Fantastic Frieda, Jan Kamiński/Jard, Małgorzata Cybulska/Chenaro i Mateusz Kiempa/Libertina.
W skokach przez przeszkody największe szansa na udział w igrzyskach ma Wojciech Wojcianiec (koń Chintablue). Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) poinformował, że zawodnicy, którzy już uzyskali kwalifikacje, zachowają je. Nowy termin igrzysk to 23 lipca-8 sierpnia 2021 r.
Kwalifikacje do przyszłorocznych igrzysk w Tokio powinny zakończyć się do 29 czerwca 2021. Federacje poszczególnych dyscyplin mogą jednak narzucić własne terminy. Ostateczny termin zgłoszeń sportowców minie 5 lipca 2021 r.
Autorką artykułu jest
Anna Kalinowska, dziennikarka sportowa i doświadczony PR Manager, właścicielka agencji SPORTiKAL, zajmującej się obsługą medialną imprez sportowych, z końmi związana od wielu lat.